Jednym z mało znanych epizodów ostatniej wojny jest aktywność amerykańskiego lotnictwa nad Polską.
Przez długie lata loty operacyjne USAAF na cele znajdujące się na ziemiach polskich były skrzętnie usuwane w cień i niebyt historyczny. W polskiej - i nie tylko - świadomości historycznej zafunkcjonowała tylko jedna jedyna misja "Amerykańskich Chłopców" - wyprawa 110 samolotów Boeing B-17 Flying Fortress dnia 18 września 1944 roku skierowana nad walczącą Warszawę. Maszyny z białymi gwiazdami na skrzydłach niosły zamiast bomb kilkaset ton zaopatrzenia dla Powstańców. Niespełna 1/2 zrzutu dostała się w ręce Powstańców, broniących ostatnich enklaw Niezłomnego Miasta. Wyprawa taka, zorganizowana miesiąc wcześniej, mogłaby zmienić losy Powstania; u jego schyłku była tylko tragicznym gestem odciążającym sumienie polityków. O tym jednak nie wiedzieli młodzi chłopcy z "załóg dwudziestolatków", prowadzący swe czterosilnikowe Latające Fortece nad odległy cel.
Niemieccy sztabowcy mieli świadomość tego, że na wypadek wojny nie mają naturalnych źródeł ropy naftowej. Dlatego też jeszcze przed wybuchem II wojny światowej w sztabach OKW powstał plan budowy kompleksu produkcyjnego benzyny syntetycznej w oparciu o zasoby śląskiego węgla. Obiekty przemysłowe - wynik pracy niemieckich planistów i tysięcy bezimiennych ofiar nazistowskiego terroru, ochraniane przez pułki myśliwskie Luftwaffe i oddziały artylerii przeciwlotniczej - wzięli na cel alianccy lotnicy. Oprócz wielkich wypraw dziennych, których zadaniem było "organizowanie lokalnych filii piekła", Amerykanie stosowali wypady pojedynczych maszyn w celu bombardowań nękających, dywersyjnych oraz specjalnych (akcje o kryptonimie "Lone Wolf" - "Samotny Wilk", podejmowane w najtrudniejszych warunkach atmosferycznych, w tym również w nocy). Razem z wyprawami bombowymi nad południową Polską pojawiali się także amerykańscy piloci myśliwscy. Gdy część eskorty wypraw bombowych otrzymywała "wolną rękę", podejmowali zaciekłe polowania na samoloty Luftwaffe, transporty wojskowe, a nawet pojedyncze samochody. Przeprowadzali też ataki szturmowe w ramach samodzielnych wypraw, np. przeciw lotniskom w Mielcu i Dębicy. Akcje takie były jednak stosunkowo rzadkie z uwagi na wielki dystans i wynikający stąd niedobór paliwa. Najcięższe straty ponosiły wyprawy bombowe prowadzone z baz włoskich nad południowe terytoria Polski głównie siłami 15. Armii Powietrznej USAAF. Tysiące młodych lotników poległo na całym szlaku od Adriatyku, Dalmacji, poprzez Węgry, Słowację, aż po Tatry, Małopolskę i Śląsk. Setki szukało ratunku u radzieckich sojuszników, nie zawsze go znajdując.
Bombardowanie przemysłu III Rzeszy było głównym zadaniem USAAF na tym teatrze działań wojennych, jednak zdarzały się wyjątki. Jednym z nich była bodaj najdziwniejsza w dziejach II wojny światowej akcja lotnicza, w ramach której alianci planowali… pozbyć się za jednym zamachem prawie całej siły uderzeniowej 15. Armii Powietrznej! Zakładany cel był tak odległy, że załogi nie miały najmniejszych szans na powót do baz. Po wykonaniu zadania ocalałe samoloty miały kontynuować lot do Szwecji i tam dać się internować. Na początku marca 1944 r. potężna grupa bombowców wystartowała z baz włoskich, aby "wymazać z mapy" Wrocław. W wypadku powodzenia operacji Armia Czerwona naprawdę nie miałaby już czego zdobywać. Załogi zawrócono jednak z drogi.
Typowe operacje "Amerykańskich Chłopców" nad południową Polską były nużące i niebezpieczne. Dzień po dniu setki bombowców startowały z lotnisk południowych Włoch. Ponad okupowanym i zwasalizowanym południem Europy przedzierały się przez kolejne węzły obrony przeciwlotniczej, najeżone setkami dział i zasadzkami powietrznymi, gdzie oczekiwały na nie myśliwce wroga. Przebieg kilku takich typowych lotów, opisany poniżej to tylko słowa i cyfry, za którymi kryje się morze ognia, huk rozrywanych eksplozjami kadłubów i cisza, w której opadają ku ziemi białe czasze spadochronów. Ku ziemi, która nie zawsze przynosiła ratunek i nadzieję na bezpieczny powrót do domu…
7 lipca 1944 roku: 452 bombowce atakują tylko dwa cele: B-17 - Kędzierzyn, a B-24 Liberator - Blachownię i Zdzieszowice. Lecą w osłonie myśliwców dalekiego zasięgu P-51D Mustang i P-38 Lightning. Nad terytorium Węgier rozgorzała bitwa powietrzna. Niemcy i Węgrzy skierowali przeciwko Amerykanom 143 myśliwce, kolejne maszyny atakowały bombowce w rejonie celów. Straty były bardzo wysokie. w rejonie celu ginie 6 załóg. Na trasie dolotowej i powrotnej kolejne; nad Czechosłowacją 3 B-17, 3 B-24 i 2 myśliwce P-51, nad Węgrami - 4 B-24 i 2 P-38, nad Austrią 1 B-17, nad Jugosławią i Adriatykiem 5 B-24, nad Włochami 5 bombowców, ponadto 5 maszyn w nieznanych miejscach. Łącznie straty: 38 samolotów, czyli prawie 400 ludzi! Tylko 7 maszyn zestrzeliły myśliwce niemieckie i węgierskie; reszta zginęła na skutek ognia artylerii przeciwlotniczej. Od ognia eskorty i strzelców pokładowych spadło 12 myśliwców Luftwaffe i 2 węgierskie ze zgrupowania "Puma".
25 lipca 1944 roku: tego dnia 39 myśliwców P-51 Mustang i tyleż P-38 Lightning, operując z lotnisk sowieckich (w ramach operacji "Frantic 3"), atakuje mielecki węzeł lotnisk. W tych samych dniach Amerykanie zmasakrowali formację niemieckich Stukasów, atakujących sowieckie przeprawy przez San pod Jarosławiem.
7 sierpnia 1944 roku: 375 bombowców z 15. Armii Powietrznej nad Blachownią i Kędzierzynem; dalszych 60 Latających Fortec, pod opieką 36 P-51 Mustang, tym razem z 8. Armii, bombarduje rafinerię w Trzebini. Tego dnia odbyła się bitwa powietrzna nad Podhalem, Ziemią Myślenicką i Śląskiem. Niemcy skierowali do walki samoloty myśliwskie, m.in. z III. Eskadry 52. Pułku Myśliwskiego z Krakowa-Rakowic. Amerykanie stracili tego dnia 1 B-17 i 2 B-24 w rejonie celów, 1 B-24 nad Czechami, 1 B-24 i 1 P-51 nad Węgrami, 1 B-17 nad Austrią, 3 B-24 nad Jugosławią i nad Adriatykiem, 2 B-24 we Włoszech oraz kolejne 6 maszyn w nieznanych miejscach. 15. Armia Powietrzna straciła tego dnia 18 maszyn, 8. Armia w locie nad Trzebinię - 5. Pomiędzy godziną 10:11 a 11:55 piloci amerykańskich myśliwców eskorty zestrzelili w rejonie Raciborza i Kędzierzyna 6 Messerschmittów Bf 109 i jednego Junkersa Ju 88. Kolejne niemieckie myśliwce spadły w rejonie Myślenic, Kalwarii Zebrzydowskiej oraz Zatora. Kilkadziesiąt kolejnych formacji niemieckich oraz węgierskich atakowało wyprawę nad Węgrami i Austrią, tracąc 14 maszyn. Wyprawa nad Trzebinię przeprowadzona została z lotnisk sowieckich w ramach operacji "Frantic 5". Poprzedniego dnia wyprawa 8 bombowców 8. Armii Powietrznej wystartowała z Wielkiej Brytanii, niszcząc montownię Focke-Wulfa w Gdyni i lądując w bazach na Ukrainie. Następnego dnia po powrocie znad Trzebini, Amerykanie polecieli nad cele w Rumunii, lądując w bazach włoskich. 12 sierpnia wrócili do Anglii, niszcząc po drodze węzeł lotnisk niemieckich w rejonie Tuluzy.
Dzień 13 września 1944 roku był jednym z najtragiczniejszych w kampanii. Tego dnia wystartowało ponad 800 samolotów, z czego połowa to ciężkie bombowce, reszta - eskorta. 96 Liberatorów atakuje wytwórnię IG Farben w Oświęcimiu, dalsze kierują się nad kombinat chemiczny Odertal (dziś - Zdzieszowice), kolejna grupa - tym razem Latających Fortec - nad Blachownię. Straty są porażające - Niemcy zintensyfikowali obronę przeciwlotniczą. W rejonie celu zestrzelono 6 maszyn. W Zygodowicach koło Wadowic rozbija się B-24H nr 42-51139 o imieniu "Hell’s Angel" z 485. Grupy Bombowej, z 11-osobowej załogi kpt. Williama C. Lawrence’a przeżyło 5 lotników. Liberator B-24J nr 42-51408 o imieniu "Dinah Might" przymusowo ląduje w Jeleśni, z 10-osobowej załogi ppor. Johna J. Wegenera ginie 2 lotników, rozstrzelanych podczas opadania na spadochronach przez Ukraińców, służących w niemieckiej straży granicznej. Ciężko rannemu dowódcy ratuje życie polski lekarz, u którego Niemcy zostawili Amerykanina, nie licząc, że przeżyje choć kilka godzin. Boeing B-17, nr 44-6412 z 483. Grupy Bombowej rozbija się po nierównej walce z 2 myśliwcami w Koniówce na Podhalu. Dowódca, por. Everett J. Robson i 4 lotników dostaje się do niewoli. Pięciu ich kolegów, uratowanych dzięki bohaterskiej postawie mieszkańców Orawy, dołącza do 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK, dzieląc partyzanckie dole i niedole do stycznia 1945 roku. Kolejna Forteca ląduje przymusowo w Wólce Zręczyckiej nad Rabą. Dwaj lotnicy, którzy sprowadzili maszynę na ziemię podpalają ją i uciekają, podobno do partyzantów. Reszta załogi, opuściwszy wcześniej pokład na spadochronach, dostaje się w ręce Niemców. Nikt z tej załogi nie wrócił do domu… Tego dnia stracono 30 maszyn, z czego nad celem i na terenie okupowanej Polski co najmniej 12.
Wielki finał operacji bombowych USAAF nad południową Polską to drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Formacja Liberatorów atakuje Oświęcim; Fortece pustoszą Blachownię-Południe i Odertal. Spada Forteca por. Evansa. Inna, o numerze 44-6337 i imieniu "Candie", uszkodzona nad celem, przemyka wczesnym popołudniem w kierunku pozycji sowieckich. Kraków powitał "Candie" salwami pociągu obrony przeciwlotniczej oraz artylerii, stojącej na tzw. "Maderze". Ponownie uszkodzona maszyna wykonała rundę i szczęśliwie wylądowała na przedpolu poaustriackiego Fortu 52 w Borku Fałęckim. Ranną załogę, podobnie jak i uszkodzoną "Candie" zabrali Niemcy. Wyremontowany samolot latał w sławnym KG 200, zanim w marcu 1945 r. zestrzelił go aliancki myśliwiec.
Dobiegła końca "bitwa o paliwo", toczona nad ziemiami polskimi. Wojna jednak trwała nadal; okaleczone bombowce starały się dotrzeć do terenów zajętych przez Rosjan znad Niemiec i Czech. Formacje amerykańskie atakowały cele położone na zachodzie i północy Polski. Dochodziło do coraz częstszych "międzysojuszniczych pomyłek". Czy ostrożny szacunek 40 maszyn, utraconych w tych misjach tylko nad obecnymi terenami południowej Polski, jest trafny? Minęło ponad 60 lat od tych wydarzeń, a mimo to nazwiska kilku tysięcy lotników figurują ciągle w rubrykach: "MIA" - zaginieni w akcji (Missing In Action).
Nad Europą poległo 41 802 lotników Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Co dwudziesty zginął nad naszym krajem. To jest nadal nieznana historia…
dr Krzysztof Mroczkowski